Obłędem kwiatów dyszą noce parne,
Drżą szmernych liści upojne zawroty,
Na niebie zakwitł cud miesiąca złoty,
Zakwitły gwiazdy migotaniem gwarne.
O, rozpleć moje włosy czarne,
Chcę ust pożaru! Miłosnej pieszczoty!
Niechaj mnie spalą ramion twych oploty,
Niech wszystką rozkosz z piersi twojej zgarnę!
Obejmij!...Przytul!...Duszne kwiatów wonie
Swą zdradną siecią serce mi owiły...
Kocham Cię, słuchaj, kocham z całej siły!
Całe nam niebo tęczami zapłonie
I cała ziemia padnie nam w ramiona,
Bezmiarem pieszczot naszych przebudzona!
(Zygmunt Różycki)
Smutno mi, że skończył się najpiękniejszy miesiąc roku... Ostatnia kartka maja została zerwana w kalendarzu... Nic nie poradzimy na to, że czas tak szybko ucieka... Jutro do drzwi zapuka kolejny miesiąc, czerwiec... Wczoraj od rana świeciło słońce i w końcu udało mi się uchwycić co-nieco w kadry... Zdjęcia są radośniejsze i przez barwę kwiatów trochę cukierkowate...
Sobota była pełna wrażeń... Wstałam jak zwykle, wcześnie rano... Zeszłam do kuchni, spojrzałam w okno... W pierwszej chwili sądziłam, że jeszcze śpię... Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, hen daleko na łące ... Szybko chwyciłam za aparat... Niestety, te zdjęcia są słabej jakości... Robione z dalekiej odległości i na dodatek przez szybę... Za sarną podążało małe sarniątko... Z czułością patrzyłam na zwierzęcą miłość... Sarnia mama pieszczotliwie lizała, karmiła swego maluszka... Cóż to był za rozczulający widok...
Muszę się przyznać, że ogromnie cieszą oczy kwitnące rośliny w ogrodzie... Zachwyca mnie różnorodność i malowniczość wszystkich roślin... Jeżeli mi tylko czas pozwala zatrzymuję się przy każdej, powącham, każdej szepnę słówko... Jestem pewna, że rośliny mnie słyszą i czują... One wiedzą, że mówię do nich z miłością... Wierzę, że w geście wdzięczności odpłacają mi swym pięknem...
Skierowałam swe kroki do warzywnika... Nie wygląda rewelacyjnie... Z powodu deszczów i chłodu warzywa są dosyć małe... Pod folią pomidory, papryki, sałaty, rzodkiewki nawet dosyć fajne... Cieszę się bo drzewa owocowe w tym roku obdarzą nas sporymi plonami... Widziałam sporo zawiązanych owoców...
Na moment poszłam do Małego Lasku... I wtedy zobaczyłam na gałęzi piękną, rudą wiewiórkę... Na jednej z ławeczek zawsze zostawiam kilka włoskich orzeszków... Zastanawiałam się kto je zjada. Sądziłam, że sójki... Stałam w bezruchu i ciszy... Nie mam pojęcia czy mnie słyszała... Była bardzo zajęta wyjadaniem orzeszka ze skorupki.. Mam nadzieję, że Ruda Kitka się zadomowi w Małym Lasku i będę ją spotykała wielokrotnie... Wróciłam do domu po nową porcję orzechów...
Miałam jeszcze trochę wolnego czasu... Postanowiłam chociaż godzinkę pojeździć na rowerze... Lubię to, czerpię z tego radość i przyjemność... Ostatnio byłam tego pozbawiona ponieważ padał codziennie deszcz a poza tym brakowało mi czasu... Miała być tylko godzina jazdy, wydłużyła się do dwóch... Wracając, w jednym z ogrodów zobaczyłam pawia... Przystanęłam... Takiej okazji nie mogłam przegapić... Zaczęłam robić zdjęcia... Samiec Paw widząc mnie, zaczął rozkładać w wachlarz swój piękny ogon... Zrobiłam mu kilkanaście zdjęć... Kiedy pokazał swój kuper przypomniał mi się wiersz G. Apollinaire: Paw
Kiedy ptak ten ogon roztoczy,
Wznosząc znad ziemi swą ozdobę,
Zdaje się jeszcze bardziej uroczy,
Jednakże tyłek odsłania sobie.
A gdy wróciłam do domu Bellusia spała jak zwykle... Tym razem na nagrzanym balkonie... Zabrałam ją na krótki spacer po ogrodzie... Niebo zakrywały czarne chmury, z oddali słychać grzmoty, zbliżała się burza...