niedziela, 19 października 2025

Girona - Muchy Świętego Narcyza

 







Miłość nie jest czymś, co możemy zrozumieć;

jest to stan, który możemy jedynie doświadczyć.

(Virginia Woolf)


W czasie kwietniowego pobytu w Katalonii odwiedziłam Gironę, piękne miasto położone pomiędzy górami a morzem, obmywane wodami czterech rzek: Onyar, Ter, Galligantas i Güell... To średniowieczny klejnot położony na Costa Brava... Girona w tym roku obchodzi swoje dwutysięczne urodziny... Tak... Jej początki sięgają czasów rzymskich... 

Od czasów starożytnych po współczesne, Girona była nieustannie przedmiotem walk... Wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk, od Rzymian do Wizygotów, od Karolingów do Maurów, a następnie do Aragończyków, a ostatnio między Francuzami, Katalończykami i Hiszpanami...  Wszystkie te oblężenia i najazdy przyczyniły się do powstania epickiej historii Girony, choć oddzielenie legendy od prawdy bywa trudne...

Jedną z najbardziej czczonych postaci  Kościoła katolickiego w Katalonii jest święty Narcyz... Ten święty, którego data urodzenia i szczegóły jego młodości pozostają w dużej mierze nieznane, stał się symbolem pobożności, duchowego przywództwa i wytrwałości w obliczu przeciwności losu...

Święty Narcyz żył  na początku III wieku, w czasach, gdy chrześcijaństwo było jeszcze w powijakach, a chrześcijanie regularnie prześladowani w Cesarstwie Rzymskim... W tamtym czasie, miasto Girona, zwana po łacinie Gerunda, było domem dla ludności w dużej mierze wyznającej tradycje pogańskie...

Wyznawcy młodej wiary chrześcijańskiej szukali schronienia w katakumbach, budowali tajne kościoły lub używali dyskretnych symboli, takich jak ryba, aby zasygnalizować swoją przynależność do wiary bez zwracania uwagi na siebie...

W takim klimacie strachu i tajemnicy, święty Narcyz sprawował posługę biskupią w Gironie... Narcyz stał się nie tylko duchowym przewodnikiem dla swoich wiernych, ale także przywódcą w obliczu władzy cesarskiej... Życie świętego Narcyza jest ściśle związane z licznymi cudami, które świadczą o jego świętości... Dokładne szczegóły jego prześladowań nie są w pełni znane... Został  pojmany, aresztowany, uwięziony i poniósł śmierć męczeńską... 

Pierwsza wzmianka o kulcie Świętego Narcyza z Girony pochodzi z 1002 roku, z bulli papieża Sylwestra II skierowanej do biskupa Odona z Girony, która stwierdza, że został pochowany w mieście, w Bazylice Sant Feliu... Niezniszczone ciało świętego Narcyza znajdowało się początkowo w kamiennym grobowcu... Później ciało złożono w grobowcu z XIII wieku, w gotyckiej kaplicy, w której byłam w czasie swego pobytu w tym mieście...










Zatrzymuję się na parkingu przy Parku Devesa i kieruję się do Starej Dzielnicy miasta... Przechodzę Mostem Świętego Felika (hiszp. Pont de Sant Feliu) przerzuconym nad rzeką Onyar... Stąd mam świetny widok na kolorowe budynki wzdłuż nabrzeża oraz na Kolegiatę Sant Feliu( Collegiata de Sant Feliu), imponujący kościół gotycki... 

Z pewnością już wiecie, że architektury gotyckiej nigdy mi dość... Gotyk, to jeden z moich ulubionych stylów w architekturze, zaraz obok Secesji... Uwielbiam strzeliste katedry, kolorowe witraże, niesamowitą ilość rzeźb, wspaniałe gotyckie okna, cudowne sklepienia...

Kolegiata Sant Feliu jest najstarszym kościołem w Gironie... Jej charakterystyczna wieża góruje nad miastem... Możemy zobaczyć tu różne style: romański, który wyróżnia się w filarach nawy głównej, gotycka nawa, barokowa fasada i schody... Pod kolegiatą znajduje się wczesnochrześcijański cmentarz z okresu przed prześladowaniami Dioklecjana...

Kolegiacie poświęcę osobny post, wspomnę tylko, że znajduje się tutaj kilka bardzo wartościowych dzieł, w tym osiem rzymskich i wczesnochrześcijańskich sarkofagów... W ołtarzu głównym możemy zobaczyć przepiękną, złoconą XVI-wieczną, wspaniałą nastawę...  





W samym sercu dzielnicy Barri Vell, na Plaça de Sant Feliu, tuż obok bazyliki o tej samej nazwie, znajduje się jeden z najbardziej osobliwych symboli Girony: mała kamienna figurka lwicy znana jako: El Cul de la Lleona czyli Kult Lwicy... Oryginał, pochodzący z XII wieku znajduje się w sali nr 5 w Muzeum Sztuki w Gironie... Legenda głosi, że aby ponownie odwiedzić miasto, trzeba pocałować pupę lwicy... W rzeczywistości posąg nie przedstawia lwicy, lecz lwa...








Spacerując po Starym Mieście Girony, łatwo się natknąć na maleńką uliczkę o osobliwej nazwie: Calle de las Moscas - Ulica Much... Aby odkryć jej genezę, muszę cofnąć się o kilka wieków wstecz, aż do średniowiecza, kiedy to miasto było świadkiem niezwykłego cudu, związanego z nienaruszonym ciałem świętego męczennika i rojem jadowitych much...

Na Calle de las Moscas znajduje się Hotel Museum Llegendes de Girona, gdzie według tradycji mieszkał Narcyz, biskup , męczennik, patron i obrońca miasta... Budynek pochodzący z XIII wieku został  odrestaurowany i przebudowany na hotel... Na jego fasadzie możemy zobaczyć rzeźby much.... Przed hotelem na postumencie umieszczono rzeźbę: Ślad świętego Narcyza....

Podczas jednego z prześladowań, święty Narcyz wymyślił podstęp  aby zmylić swoich prześladowców... Uciekając z domu, wyskoczył przez okno... Przyszedł mu pomysł, aby zostawić ślad w przeciwnym kierunku, oznaczający, że wszedł do domu... Prześladowcy sądzili, że ukrył się w jakimś zakamarku i spora czasu przeznaczyli na przeszukiwania... Narcyz tym samym miał sporo czasu na ukrycie się... Od tamtej chwili ślad pozostał... Rzeźbę zaprojektował Alex Adam w 2014 roku... 









Jest rok 1285... Girona była oblegana przez francuskie wojska Filipa III Śmiałego... Sytuacja Katalończyków nie wyglądała dobrze... Wszystko jednak zmieniło się, gdy  francuscy żołnierze próbowali zbezcześcić grób świętego Narcyza, biskupa rzymskiej Girony... Podobno część żołnierzy wyciągnęła nienaruszone ciało świętego, łamiąc mu przy tym rękę... W pewnej chwili z kamiennego grobu wyleciał rój wielkich much, które z furią zaczęły kąsać francuskich żołnierzy... Wszyscy padali po ukąszeniu przez owady... Wśród najeźdźców zapanował strach, zmuszając ich do ucieczki... 

W 1653 roku armia francuska pod dowództwem generała Plessis-Belliere'a oblegała Gironę, muchy ponownie wyleciały z grobowca patrona miasta, zabijając ponad 2000 koni... Muchy zaobserwowano po raz trzeci w 1684 roku, w identycznej sytuacji: oblężenie miasta i muchy kąsające francuskich żołnierzy i konie...

Dzięki tym legendom muchy stały się symbolem i maskotką miasta... Zobaczymy je w wielu miejscach  jako murale, w postaci czekoladek i cukierków, na pocztówkach, magnesach... 








W Hotelu znajduje się kolekcja dzieł, rzeźb a nawet włosy upamiętniające Daliego... Artysta wielokrotnie odwiedzał Gironę... Był zafascynowany świętym Narcyzem i muchami, które były częstym motywem w jego sztuce... Poświęcił im obrazy i teksty... Dla niego były one stadem Belzebuba... Można się tego spodziewać po tym ekscentryku, skandaliście, że raz wielbi Belzebuba a gdy nawraca się na katolicyzm, maluje wiele obrazów o tematyce religijnej... Jest to zadziwiająca mieszanina mistyki i nauki... Madonnę otaczają lewitujące przedmioty, a święta Cecylia wylania się z chmur atomów, zaś zastępy aniołów ustawiają się na wzór struktury DNA...  Wspomnę jedno z jego fascynujących dzieł Sobór ekumeniczny, które posiada wiele odniesień do scen religijnych oraz nawiązuje do katolickiej symboliki...


Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze...

Życzę pięknego, jesiennego tygodnia...

Serdecznie wszystkich pozdrawiam...



piątek, 17 października 2025

Zamek w Golubiu - Dobrzyniu

 









Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ani nawet jeden piękny dzień;

podobnie jeden dzień lub krótki okres szczęścia,

nie czyni człowieka całkowicie szczęśliwym.

(Arystoteles)





Pod koniec września, korzystając z pięknej, ciepłej, jesiennej pogody postanowiliśmy poznać uroki Kujaw, Pomorza i Kaszub... W czasie tego wyjazdu odwiedziłam Toruń, Golub-Dobrzyń, Ostromecko, Grudziądz, Pelplin, Ciechocinek, Bydgoszcz, Szymbark, Kościerzynę, Skansen Wdzydze... Prawdę mówiąc, to jedne z ciekawszych regionów turystycznych w kraju... Naprawdę, warte zobaczenia...

Na każdy dłuższy wyjazd zawsze kupuję u autoryzowanego sprzedawcy, nową kartę SD do aparatu fotograficznego... Tak było i tym razem...  Kiedy wróciłam i zgrywałam z niej materiał... Okazało się, że karta  jest uszkodzona... Miałam na niej 1825 zdjęć... Utraciłam wszystkie zdjęcia z Torunia, Ostromecka, Ciechocinka, Bydgoszczy... Ponadto, przy ich zgrywaniu zawiesił się komputer... W serwisie odzyskano jedynie 505 zdjęć... Jakby tych problemów było mało, to na dodatek zagubiłam paragon zakupu karty... Muszę koniecznie poszukać specjalistycznej firmy, która zajmuje się takimi problemami...  Nie tracę nadziei na odzyskanie zdjęć...  Wracając do dzisiejszego posta,

kto bywa na moim blogu wie, że lubię odwiedzać zamki i pałace, budowle, które od wieków fascynują swoją historią, architekturą, tajemnicami i legendami... Zamki budowane były przede wszystkim w celach obronnych, podczas gdy pałace służyły głównie jako rezydencje mieszkalne...

W czasie tej podróży postanowiłam odwiedzić Zamek w Golubiu-Dobrzynie... Już wcześniej był mi znany z krótkich relacji telewizyjnych prezentujących Bale Sylwestrowe u Anny Wazówny, spektakularnych turniejów rycerskich i konkursów krasomówczych...

Na początku XIV wieku budowę murowanej warowni krzyżackiej rozpoczął komtur Konrad von Sack... Zamek wznosi się na wysokiej skarpie, górując nad miasteczkiem Golub -Dobrzyń... Pobudowany jest na planie czworoboku wokół wewnętrznego dziedzińca... Przeszedł wiele przebudów... Z pierwotnego stylu gotyckiego z czasów Krzyżaków nie ma tu wiele, ale za to możemy zobaczyć sporo renesansu...

Twierdza krzyżacka zabezpieczała granicę państwa zakonnego od strony ziemi dobrzyńskiej i książęcego Mazowsza... W związku z czym wielokrotnie narażona była na ataki zbroje, ale też zmieniała swoje przeznaczenie...

Stałam na parkingu i podziwiałam okazałą ceglaną warownię  gotycko-renesansową... Na placu zamkowym nie mogłam oderwać oczu od kmicicowej kolubryny, która od kilkudziesięciu lat strzeże zamku golubskiego... To potężne działo zagrało w historycznym filmie Potop Jerzego Hoffmana... Kolubryn używano przy okazji różnych bitew, wojen,  stanowiły obronę różnych fortec, fortyfikacji, zamków...








Po przekroczeniu potężnej bramy znalazłam się na sporym dziedzińcu  otoczonym drewnianym krużgankiem łączącym cztery skrzydła... W jednym z pomieszczeń znajduje się kasa biletowa... Zwiedzanie zamku obejmuje pomieszczenia na różnych kondygnacjach...  Na parterze znajduje się  wystawa etnograficzna... Jestem trochę zaskoczona ponieważ nie ma tutaj zbyt wielu eksponatów... A te które oglądamy pochodzą z okolicy... Są też eksponaty znalezione podczas prac archeologicznych... 

Końskimi schodami przechodzimy na wyższą kondygnację...  Mogły  z nich korzystać konie wiodące rycerzy w ciężkich zbrojach wprost do komnat... Według legendy, jeśli ktoś spojrzy za siebie podczas pierwszego wejścia po tych schodach, może nieoczekiwanie zarżeć w nieodpowiednim momencie...








Jesteśmy na pierwszym piętrze wschodniego skrzydła zamku... Tutaj niegdyś mieścił się Refektarz, gdzie bracia zakonni jedli posiłki, a także wyprawiali uczty... Obecnie możemy zobaczyć wystawę replik dawnej broni artyleryjskiej... Są też  prezentowane nagrody dla najlepszych zawodników z Wielkiego Międzynarodowego Turnieju Rycerskiego.. Najczęściej obejmują dyplomy, medale, statuetki, puchary kryształowe, metalowe...

Jest też obraz Mała bitwa pod Grunwaldem z 2009 roku...  Dzieło w skali 1;3 do pierwowzoru Jana Matejki... Autorem jest Tomasz Jaxa Kwiatkowski, polski malarz, karykaturzysta... Tworzy portrety, martwą naturę, pejzaże, obrazy abstrakcyjne, a także portrety (karykatury) osób ze świata sztuki...

W dawnym refektarzu możemy zobaczyć portret Zygmunta Kwiatkowskiego, dyrektora i nadzwyczaj zasłużonego budowniczego zamku w Golubiu-Dobrzyniu... To on zapoczątkował słynne Bale Sylwestrowe i Wielki Międzynarodowy Turniej Rycerski...  Zygmunt Kwiatkowski został obdarzony dawnym historycznym tytułem Kasztelana Zamku...






Funkcje komunikacyjne pełnił wsparty na kamiennych filarach, ale wykonany z drewna krużganek otaczający niewielki dziedziniec na wysokości pierwszego piętra... Teraz wygląda bardzo malowniczo opleciony bluszczem... Na pierwszym piętrze można zobaczyć: refektarz, infirmerię (szpital), kaplicę, kapitularz...


















Kolejnym pomieszczeniem na pierwszym piętrze jest kaplica, w której bracia codziennie się modlili... Znajduje się w najszerszym, południowym skrzydle zamku... Wchodzimy do niej przez zachowany fragment portalu z 1320 roku... Zachowały się fragmenty rzeźb, w tym słynna małpka z owocami...

Kaplica to jedyne pomieszczenie zamku, które zachowało swój oryginalny gotycki wystrój i formę, i nie zostało zmienione w czasie adaptacji zamku na siedzibę polskich starostów po włączeniu Golubia do Królestwa Polskiego w 1466 roku... W kaplicy możemy zobaczyć gotyckie sklepienia gwieździste i ostrołukowe okna z maswerkami...

Tutaj możemy zobaczyć stałą ekspozycję prac Mariusza Kozika, polskiego artystę epickiego, malarza, rzeźbiarza , ilustratora historii... Malarz poprzez swój talent i twórcze zaangażowanie pozwala nam przeżyć odległe, zakryte całunem dziejów momenty pięknej polskiej tradycji i rycerskiej chwały... Patrząc na obrazy artysty przedstawiające szarże polskiej husarii, ma się nieodparte wrażenie, że ich twórca był świadkiem tamtych wydarzeń i niczym korespondent wojenny uchwycił sceny walk, a my dzięki niemu widzimy grozę husarskiego ataku... Wśród obrazów jest m.in.:

- Bitwa pod Kircholmem 1605,
- Zakon Krzyżacki - Bitwa na Jeziorze Pejpus 1242,
- Bitwa pod Montgisard 1177, 
- Lisowczyk - Polski Jeździec,
- Koronacja Bolesława Chrobrego 1025,











W południowym skrzydle zamku oprócz kaplicy znajdował się również - kapitularz, jedno z pomieszczeń służące jako sala zgromadzeń i narad braci krzyżackich...

Na początku XVII wieku Zamek Golubski przebudowany został na wspaniałą renesansową rezydencję  przez króla Zygmunta III Wazę dla swojej siostry, królewny Anny Wazówny... Jej matką była Katarzyna Jagiellonka, córka króla Zygmunta Starego i Bony Sforzy... Anna Wazówna otoczyła rezydencję ogrodami, w których uprawiała rzadkie rośliny i zioła.... Poliglotka, mecenas sztuki, botaniczka, protektorka naukowców... Znała co najmniej sześć języków... Interesowała się polityką i teologią... Trudniła się również ziołolecznictwem... Uznaje się ją za prekursorkę w uprawie tytoniu, który na Pomorzu i Kujawach nie był znany... Wówczas uważano, że roślina ta ma właściwości lecznicze... Na wieży w zamku stworzyła laboratorium, w którym wyciągała z roślin soki i tworzyła leki...  Leczyła bliskich i poddanych, wykorzystując samodzielnie zdobywaną wiedzę... Znane były jej  proszki na gorączkę, białe wody i inne lekarstwa, o które ją prosił dwór warszawski, jej brata... Była kobietą emancypowana w kwestii swoich zainteresowań, wyznawanej wiary luterańskiej, postępowania wobec innych, ale nie w kwestii wyrażania własnych uczuć i planów małżeńskich... 

W dawnym kapitularzu za obrazem Anny Wazówny znajduje się tajne przejście w murze pochodzące z czasów średniowiecza... Jest też ogromny portret wieloletniego dyrektora Zygmunta Kwiatkowskiego... We wnęce (komoda)  prawdopodobnie stało łóżko Anny Wazówny...

N tym zwiedzanie zakończyło się... Na zamku działa hotel, a do dyspozycji gości jest 69 miejsc noclegowych, w stylowych komnatach na II piętrze... Jest też restauracja Herbarium...

W czasie swoich podróży robię zdjęcia aparatem fotograficznym... Trzeciego dnia zaczęłam też robić telefonem... Kamień z serca... Dzięki temu przynajmniej mam jakieś zdjęcia...  

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze...

Życzę pięknego, jesiennego weekendu...

Serdecznie wszystkich pozdrawiam...