czwartek, 31 stycznia 2013

Sandomierz, perełka na wzgórzach...



             
Ukazuje się Sandomierz
pod pięknym pióropuszem
upału
jak rycerz na koniu
w szczerym polu...

Ukazuje się Opatowska Brama
stale w bojowym pogotowiu
zniża kopie horyzontu...
.
Wychodzi mi na spotkanie
Dom Długosza
w rzymskich sandałach
w purpurze
podbitej dzikimi goździkami...  

Jerzy Harasymowicz




Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Sandomierz, miasto położone niczym Rzym na siedmiu wzgórzach, byłam na 100 % pewna, że będę tutaj wracać... Zauroczyło mnie swym malowniczym położeniem, tysiącletnią historią i nade wszystko 120-stoma zabytkami... Nie jestem zaskoczona, że miasto nazywane jest Małym Rzymem...

Gdzie można znaleźć drugie takie miejsce, upodobnione do Wiecznego Miasta...  Myślę, że nigdzie... Uważam to miasto za najpiękniejsze, najciekawsze i najbardziej romantyczne... Do Sandomierza wróciłam we wrześniu ubiegłego roku... Przywitały mnie kwitnące słoneczniki i krzewy ognika szkarłatnego, obsypane pomarańczowymi i czerwonymi owocami...

Drogowskazy kierują nas do Centrum... My jednak zatrzymujemy się w pobliżu pierwszego wzgórza... Jest porośnięte soczystą trawą a na jego szczycie stoi majestatycznie... zamek królewski. Kiedyś to miejsce ulubione przez polskich królów...


Zamek położony jest na południe od sandomierskiej starówki... Zbudowany przez Kazimierza Wielkiego w XIV w. na miejscu dawnego grodu...  Już na pierwszy rzut oka widać, że to pierwszy zwiastun architektonicznych atrakcji Sandomierza... Wielokrotnie powiększany, modernizowany... Ta wspaniała budowla obecnie mieści Muzeum Okręgowe... Z Placu Zamkowego,  kieruję wzrok do gotyckiej budowli... To Bazylika Katedralna p.w. Najświętszej Marii Panny i św. Wincentego Kadłubka... Budowla piękna, ceglana i majestatyczna...



Potężna, gotycka budowla, zbudowana na fundamentach starszego, romańskiego kościoła.... Lubię kościoły gotyckie, budowle z czerwonej i czarnej cegły... To podstawowy budulec polskiego gotyku... Wnętrze świątyni zawiera olbrzymią ilość ołtarzy, rzeźb, polichromii, malowideł... Na kolejnym wzgórzu, zespół klasztorny dominikanów  przy kościele świętego Jakuba...


To najstarsza zachowana praktycznie w całości budowla Sandomierza... Romańska świątynia z czerwonej cegły położona jest wśród sadów owocowych... Przed wiekami księża dominikanie na południowych stokach założyli winnice... To oni byli producentami mszalnego wina... Od książąt piastowych otrzymali certyfikat handlowy... Sprzedawali wino w kraju i do Europy Zachodniej... Czas ruszać w kierunku Starego Miasta... Brukowane uliczki wiodą mnie raz w górę raz w dół... Wszystkie prowadzą na Rynek otoczony prześlicznymi, różnokolorowymi kamieniczkami... Na środku, jeden z najpiękniejszych, zabytkowych ratuszy... Ten, pamięta czasy Kazimierza Wielkiego... Jest i historyczna studnia... Niestety, mury miejskie nie przetrwały do naszych czasów. Możemy podziwiać Bramę Opatowską nazywaną Wielką... Jej pierwotna budowla powstała dzięki funduszom Kazimierza Wielkiego...






Położenie na siedmiu wzgórzach to nie jedyne podobieństwo do Wiecznego Miasta... Rzym ma tajemnicze katakumby... Sieć podziemnych cmentarzy, miejsc pochówku pierwszych chrześcijan...

Sandomierz ma Podziemną Trasę Turystyczną, dawne piwnice kupieckie... Stare przysłowie mówi; "lepsze deko handlu niż kilo roboty". Sól, śledzie, wino - na handlu tymi towarami bogaciło się miasto w średniowieczu... Interesy kwitły... Tędy przebiegały ważne szlaki handlowe, na Ruś, na Węgry... W obrębie murów miejskich zaczęło brakować miejsca na kupieckie składy... I wtedy właśnie zaczęto drążyć podziemne miasto... Piwnice stworzyły sieć lochów pod całym grodem... Drążenie przychodziło im bardzo łatwo, tutaj jest skała lessowa... A, że w latach 60 XX wieku miasto zaczęło się zapadać, to już  temat na kolejny post... Przyszła pora obiadowa. Robimy sobie przerwę na obiad...





Spacerując brukowanymi uliczkami mijamy kolejne i kolejne zabytki; kościół Ducha Świętego, Michała Archanioła, Piotra, Józefa...barokową dzwonnicę z XVIII wieku, Pałac Biskupi, Collegium Gostomianum, Synagogę... W końcu dochodzę do kolejnego zabytku, Domu Jana Długosza z 1476 roku. Dom w stylu gotyckim... Ceglany... Użyto tutaj  zendrówki w formie kratownicy, która dodatkowo ożywiła piękny budynek... 

W Domu Jana Długosza mieści się Muzeum Diecezjalne... Zatrzymałam się na dłużej... Muzeum to prawdziwa skarbnica tekstylnych wspaniałości... Są tutaj ornaty, szaty liturgiczne, kapy, stuły, palki, welony kielichowe...  Zgromadzono liczne naczynia cynowe, wyroby z kości słoniowej, masy perłowej, rzeźby, obrazy, portrety, instrumenty muzyczne, i...arcydzieła sztuki średniowiecznej... Muzeum zrobiło na mnie tak duże wrażenie, że jeszcze w tym roku chciałabym go odwiedzić...


W Sandomierzu byłam dwa razy... To miasto oczarowało mnie swoimi zabytkami, krajobrazem, cudowną  atmosferą... Wiem, że bardzo chciałabym do niego powrócić... Takiego malowniczego miasta się nie zapomina... Nie wstydzę się powiedzieć: Tak, bardzo tęsknię za perełką na wzgórzach...


BARDZO  DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I MIŁE SŁOWA...
JUTRO UPRAGNIONY WEEKEND, ŻYCZĘ BY BYŁ MIŁY  SŁONECZNY..                                 
SERDECZNIE POZDRAWIAM...                     


wtorek, 29 stycznia 2013

Piękno dzikich skał... Jordania.

 

Chcesz być szczęśliwy - pozwól, 
by inni byli z tobą szczęśliwi...  
Sokrates


                                      

Zima w pełni... Jest bardzo mroźno i śnieżnie... Cały czas myślę o nadchodzącej wiośnie, lecie i wakacyjnych podróżach... Podczas zimowych dni, wracam wspomnieniami do urlopowych wojaży... Może jestem odmieńcem, ale szczególnym sentymentem darzę kraje arabskie...

 Lubię Bliski Wschód... Często porównuję szlaki biblijne z historią, legendy i mity z rzeczywistością... Jednego bardzo żałuję, w ostatnim czasie jest tam trochę niebezpiecznie... Muszę poczekać na lepsze czasy... Nic na to nie poradzę, że uwielbiam piaski pustyni, kamieniste płaskowyże, magiczne, czarodziejskie, poszarpane skały i...upalne słońce. Przyznaję, że po tych miejscach chodzę jak urzeczona, jak nakręcona... Są kraje do których pragnę powrócić kolejny raz... Czy będzie to jednak możliwe?






Palące słońce sprawia, że dzień wcześniej kupuję kefije - "arafatkę"... Później będzie pamiątką z podróży i zawiśnie na "ścianie pamięci"...  Wcześnie rano mamy wyjazd w góry... Kelner wychodzi z propozycją upięcia chusty na mojej głowie... Robi to bardzo delikatnie a zarazem bardzo sprawnie... 

Jordania dla mnie jest krajem, który czaruje wyjątkowo pięknymi krajobrazami pustyni i gór... Ma także znaczną ilość cennych, doskonale zachowanych zabytków... Warto dla nich tutaj przyjechać... Jednym z najpiękniejszych terenów widokowych do którego właśnie jedziemy jest masyw Dżabal asz-Szara... To najbardziej intrygujące miejsce jakie widziałam... Byłam nim oczarowana, zachwycona... Wiem, nie każdemu się ono spodoba...




Patrzę na głębokie wąwozy i mam wrażenie, że  tutaj już byłam, żyłam... Jakże tutaj jest pięknie. To naprawdę trzeba lubić aby zapuszczać się  w takie tereny. Nie każdy wytrzymuje palące słońce, ciągłą suchość w ustach i słone ciało. W wielu miejscach bardzo strome i wąskie ścieżki prowadzą wśród stromych zrębów skalnych...Czasem sięgają stu, stu dwudziestu a może i więcej metrów wysokości...W niektórych miejscach wąwozy są bardzo wąskie, trzeba nie lada wyczynu aby przecisnąć się przez ciasne gardło...




Słońce i sporadycznie płynące po niebie chmury rzucają cienie na kamieniste wzgórza... Ta gra cieni robi wrażenie... Rzadko można się schronić pod wyłomem skały... To nieprawdopodobne, że na półkach skalnych schronienia przed palącym słońcem szukają kozy i barany... Zastanawiające czym karmią się w takich miejscach, co piją... Skały są tak bardzo nagrzane, że aż parzą... Musimy przebrać swoje ubranie, jest przesiąknięte solą... Z każdą chwilą robiło się sztywniejsze... Uzbrojona straż turystyczna kontroluje tereny i czuwa nad nielicznymi turystami...


W wielu miejscach skały mienią się warstwami różnorodnych kolorów; różu, żółci, fioletu, brązu, bieli, pomarańczy... Podziwiam je... Swoim wyglądem i w dotyku przypominają delikatny jedwab... Podczas zejść, wyjść, wspinaczek nie myśli się o trudzie, wylanym pocie... Myśli się o tym co będzie po wyjściu z wąwozu, co nas zaskoczy, oczaruje... Czasem zamarzy się o przerwie o szklance gorącej herbaty z cytryną... Ona jest w termosie, w plecaku... Czeka na dogodną chwilę...




To co oglądam nie jest szare, monotonne... Za każdym zakrętem ukazuję się zachwycający widok. Skały są majestatyczne  i  groźnie wyglądające... To tylko złudzenie... Gdzieniegdzie kępki traw i krzewy rozkwieconych oleandrów... Kolejne i kolejne zejście w głęboką rozstrzelinę skalną... Podziwiam baśniową scenerię, a może księżycową? Patrząc na krajobrazy aż trudno uwierzyć, że to dzieło natury...




Na pustynnych płaskowyżach Beduini oferują przejażdżkę nowoczesnym jeepem, na koniu lub wielbłądzie... Te rzeczy mieliśmy w programie do wyboru...  Co wybrać? jeepem jechałam na Wadi Rum, wielbłądem w Kapadocji i pod piramidami... W takim magicznym miejscu, zostaje "córka wiatru"... Dla Beduina przeznaczony jest " zdobywca przestrzeni"... Wśród muzułmanów, te zjawiskowe zwierzęta, piękne konie arabskie cieszą się ogromną estymą, kochają je, być może dlatego, że wierzą iż  zostały stworzone przez  Allacha...


Ostatnie spojrzenie na skały, wąwozy, ciekawe jaskinie, półki skalne i architektoniczne rzeźby... Czas wracać... Jutro kolejny wyjazd i kolejne niezwykłe miejsce...









Serdecznie wszystkich przepraszam... W ostatnim czasie mam dużo różnych obowiązków i dlatego  bardzo mało bywam na Waszych blogach.
Mam nadzieję, że w niedługim czasie wszystko  się zmieni.
Witam wszystkich odwiedzających i nowych komentatorów; Inę, Izę, Fernardo Santosa, Hansa-Petera...
Życzę miłego wieczoru... 


niedziela, 27 stycznia 2013

Portofino, maleńka włoska perełka








Prawdziwi przyjaciele to ci,
którzy bezinteresownie pragną dobra swoich przyjaciół.

(Arystoteles)








W czasie naszego pobytu we Włoszech na Wybrzeżu Liguryjskim postanowiliśmy zobaczyć rozsławione, maleńkie Portofino... I found my love in Portofino - to słowa piosenki, która na cały świat rozsławiła ten malowniczy zakątek... Niegdyś rybacka wioska Portofino położona  w zatoce otoczonej zadrzewionymi klifami jest wyjątkowo urokliwa...








Jeszcze nie tak dawno Portofino było rybackim portem, a dzisiaj tętni wielojęzycznym gwarem... Jest jedną z najbardziej ekskluzywnych miejscowości wypoczynkowych... Setki luksusowych jachtów kołysze się na tutejszych wodach...

Zachwyca mnie laur wody, cudowne słońce, morska bryza, wspaniała roślinność, wszystko to co tak bardzo lubię... Mnóstwo tutaj maleńkich restauracyjek, kawiarenek i oczywiście lodziarni... Spacer po Portofino to prawdziwa przyjemność... Nad miastem góruje zamek, Castello Brown... Prowadzą do niego ścieżki spacerowa a widoki są naprawdę przednie... 










Portofino znajduje się około 40 kilometrów od Genui... Jednak prowadząca do miasteczka droga jest bardzo wąska i okazuje się nie lada wyzwaniem... Jednak warto trochę się namęczyć, bo Portofino jest tego warte... Miasteczko leży w zachodniej części zatoki Tigullio... Historia Portofino sięga czasów rzymskich, a pierwsze zapiski historyczne pochodzą z 986 roku...

Portofino zostało odkryte przez reżyserów i producentów filmowych, i w wielu filmach jest prezentowane...







Każdy zachwyca się Portofino i niemal każdy kto odwiedza Włochy pragnie je poznać... Ma niewątpliwie niezwykły urok, świetne położenie, bardzo kolorowe domy, jednak odniosłam wrażenie, że utraciło swój naturalny czar i klimat... Pomimo to cieszę się, że poznałam Portofino...

Kochani!

Trwa konkurs na najlepszy BLOG ROKU!... Bardzo proszę oddajcie swój głoś na * Malina *
Bardzo wszystkim dziękuję!!!